Stargard - Mania Lizania
Zjedlibyście loda o smaku fasolki, przekładanego prawdziwą bułką tartą? „Mania lizania” ze Stargardu oferuje takie smaki lodów, jakich nie spotyka się zbyt często…
Na upały proponują super smak ogórka z pietruszką, a na wieczór wiśnię z amaretto. Palony kokos, kasza manna z wiśniami, marchew z bananem, ale zawsze jest też jeden smak wegański, a więc z mleka sojowego lub kokosowego i ryżu, jako baza – bez jaj czy mleka od krowy… Każdy klient może spróbować wybranych smaków zanim zdecyduje się na zakup. Wielu panów zajada się „afrodyzjakiem”, a więc lodem z pyłkiem kwiatowym i miodem ? ten przepis pochodzi z Wenezueli, gdzie nazywany jest „viagrą”. Często panie namawiają swoich mężów na wzięcie kilku porcji… Powodzeniem cieszy się smak piwny, a w przygotowaniu jest whisky z colą dla dorosłych.
Niezwykłe smaki
Pomysł na lodziarnię zrodził się w tym roku podczas rodzinnego wieczoru, gdy do Anny wpadł jej brat Albin Jankowski z żoną Aliną. Szybka decyzja o założeniu rodzinnego biznesu i zainwestowali swoje oszczędności. Przeszli niezbędne kursy, odbyli szkolenia u najlepszych cukierników i lodziarzy. Wyremontowali lokal, wyposażyli go i działają. Sami przygotowują wszystkie receptury, sami także robią bazę lodową i wymyślają smaki. Wszystko ze świeżych produktów, nie stosują konfitur. Znaleźli także producenta różnokolorowych wafelków, ale zabarwionych naturalnymi surowcami ? morelami, malinami, kakao. Chcieli by było tu kolorowo i by kolorowe były nie tylko lody, ale i wafle. Jest kolorowo, ale tylko tu można zjeść czarnego loda o smaku czarnego sezamu w zupełnie czarnym waflu ? dlatego nazwali go „czary mary”.
Sam spróbowałem doskonałego ogórka z pietruszką, no i oczywiście afrodyzjaka, a na przełamanie słodyczy wziąłem kajmak na słono. Nietypowy smak, bo kajmak w tradycji polskiej kuchni, to słodka masa powstała z gotowania mleka i cukru, a tu doprawiony został solą. No cóż „Mania lizania” łamie wszelkie stereotypy lodowe. Podczas mojej wizyty do lodziarni wszedł klient z psem, bo można tu wchodzić z pupilami.
Stargard - miasto historii i dobrej zabawy
Po tej lodowej uczcie smaków Joanna Fijałkowska zabrała mnie do swojej pracy ? do muzeum stargardzkiego. Obejrzałem najpierw prezentację krawiectwa oraz strojów. Chciałem nawet jednego dotknąć, bo był tak piękny i na wyciągnięcie ręki… Jednak natychmiast uruchomiło to alarm. Gdy weszliśmy do sali zrobionej na wzór dawnej apteki z zapleczem do produkcji medykamentów już wiedziałem, że nie wolno zbytnio się zbliżać. Dział historii Stargardu przekonał mnie, że jest to miasto z historią produkcji towarów od dawien dawna, gdzie wytwarzano wiele produktów wysyłanych na cały świat. Zresztą o potędze tego miasta może świadczyć kościół Mariacki ? Kolegiata Najświętszej Marii Panny Królowej Świata. Zbudowano go w czasie, gdy powstawała szczecińska katedra i sponsorzy postarali się, by nie był pod żadnym względem gorszy. Jak głosi legenda, zostali oni uwiecznieni w postaci maszkaron na zdobieniach. Jest tu jedna z najwyższych wież na Pomorzu Zachodnim, więc oczywiście z Joanną musieliśmy tam wejść. 83 metry wspinania się po niewielkich schodkach, wynagrodził nam niesamowity widok na całą okolicę. Zejście było znacznie trudniejsze jak się okazało.
Dla relaksu i odpoczynku poszliśmy na kręgielnię „Rondo”. Działa ona tu już 15 lat i ma dwie ligi rozgrywkowe, w których skupia kilkaset osób. Jest to największa liga bowlingowa w Polsce, grają w niej drużyny czteroosobowe. Przyjeżdżają tu goście z okolicznych miast i nawet ze Szczecina, gdzie nie ma jednak ligi, ani klubu, choć jest kręgielnia. Klimat stargardzkiej kręgielni jest typowo pubowy, można tu zjeść zrobioną na miejscu pizzę, wypić piwo lub zagrać w bilarda, a na zwolenników bowlingu czeka 6 profesjonalnych torów. Tomasz Kulaziński, manager klubu pokazał mi jak należy rzucać kulami. Wytłumaczył dokładnie na który punkt namierzać rzucając kulę, nawet dostałem kulę, która miała w środku mimośród powodujący, że nie leciała ona prosto, ale łukiem. Mimo to nie udało mi się zbić wszystkich kręgli. Zapewne muszę poćwiczyć. Jest to sport dla każdego – bywają tu zarówno dzieci, dorośli jak i emeryci. Natomiast najczęściej pojawiają się tu panowie, którzy po pracy zachodzą, aby rozegrać rundę ligową, co jest doskonałym usprawiedliwieniem późniejszego powrotu do domu. Joanna także nieźle sobie radziła, ale nic w tym dziwnego skoro jej tata jest czołowym zawodnikiem stargardzkiej ligi.
Niezwykły escape room
Na wieczór Joanna przygotowała dla mnie coś specjalnego. Zaczęło się od muzeum Basteja, które trzeba zobaczyć w Stargardzie. To multimedialne muzeum oferuje zwiedzanie sal ze świetnie wyeksponowanymi przedmiotami, ale przede wszystkim prezentacje multimedialne i monitory dotykowe, a nawet piaskownice, gdzie dzieci mogą odkryć swoje archeologiczne pasje. Wykopane kawałki glinianych garnków, muszą odpowiednio złożyć i skleić w całość. Jest także kula ziemska, a wybierane na monitorze charakterystyczne miejsca na całym globie natychmiast odnajdujemy odpowiednim świetlnym oznaczeniem na globusie. Jest tu też zaznaczony 15 południk i miasta leżące na nim ? tak jak Stargard.
Największą atrakcją tego wieczoru okazał się być duch muzeum Basteja. Otóż zasiedziałem się w jednej z sal muzealnych aż do zamknięcia muzeum… Niespodziewanie ktoś zamknął także drzwi wyjściowe z sali. Otrzymałem jedynie informację, że dokonał tego zły duch muzeum opisany zresztą w starej gazetce znalezionej na podłodze. Duch uciekał jedynie wtedy, gdy nieszczęśnik odgadł jego imię… W tym celu musiałem bardzo dokładnie przeszukiwać pomieszczenie odnajdując różne wskazówki, dokonując przeliczeń, oglądając multimedialne monitory z historycznymi informacjami, znajdując znaki wśród muzealnych przedmiotów… Nie było to łatwe, ale z pomocą Joanny odnajdywałem poszczególne szyfry do kłódek i zamknięć wielu walizek i skrzynek, w których były następne wskazówki, by na końcu odnaleźć sejf do którego szyfrem było imię ducha! Odszyfrowania imienia dokonała twórczyni gry, Joanna, bo mi ? choć odkryłem metodę, to nie udawało się odczytać imienia…
"Duch bastei" i "Śmierć muzealnika"
To chyba jedyny Escape Room rozgrywany w prawdziwych salach muzealnych, wykorzystujący zgromadzone tu wyposażenie i multimedialne monitory… Joanna prowadzi tu dwie takie gry, dla mnie wybrała łatwiejszą „Duch Bastei”, ale przyznam ? pierwszy raz w to grałem i nie wydaje mi się, by było możliwe w godzinę odkrycie wszystkich ukrytych szyfrów. Podobno jednak niektórym udaje się to… Podczas gry dwa razy można skorzystać z pomocy Joanny, która czuwa przy monitoringu obserwując zmagania nieszczęśników. Druga gra jest trudniejsza i już samą nazwą odstrasza ? „Śmierć muzealnika”. Zainteresowanych grami informuję, że trzeba się wcześniej zapisać, gdyż wiele terminów jest zajętych, a swoich sił można spróbować dopiero po zamknięciu muzeum.
Po takich emocjach poszedłem na dworzec, gdzie czekały busy i za jedyne 7 złotych bardzo szybko znalazłem się w Szczecinie. Byłem tak zmęczony, że zasnąłem na kanapie oglądając zdjęcia z mojej wycieczki do Stargardu.