Bliskie spotkania z naturą

Dzień czwarty naszej wyprawy sprawił, że bolał mnie każdy mięsień w moim ciele, ale moja dusza została oczyszczona przez Matkę Naturę.

W czwartek powróciliśmy na łono przyrody odwiedzając przepiękny Drawieński Park Narodowy. Po spędzeniu kilku ostatnich dni na podziwianiu krajobrazów z samochodu, po raz pierwszy mieliśmy możliwość odetchnąć prawdziwie świeżym powietrzem. A oddychaliśmy pełną piersią, połykając nawet w międzyczasie zaskakujący łyk wody!

Historia ukryta w militariach

Czterdziestominutowy przejazd na poranne miejsce zbiórki okazał się bardziej lekcją historii niż nudną podróżą. Otaczający nas las okazał się skrywać wiele wojskowych niespodzianek. Pierwszą z nich był nieczynny bunkier niemiecki z czasów II wojny światowej, w którym mogły się zmieścić zaledwie dwie osoby. Budowla była tak dobrze ukryta w głębi lasu, że jeden z oddziałów niemieckich spędził w nim całe 2 tygodnie, podczas gdy tereny zostały przejęte przez Rosjan, zanim musieli się poddać. Drugą z niespodzianek był stary, metalowy most, który jako jedyny nie został zniszczony przez Niemców uciekających przed zbliżającą się Armią Rosyjską.

Tym razem z głośników w naszym vanie wydobywały się raczej ekscentryczne, polskie szanty, które jednak przypadły nam do gustu. Niemniej jednak, niektórzy padli ofiarą McCartney?a i reszty grupy, Marcin przez cały dzień gwizdał ?Hey Jude?.

Mały wypadek

W cichym Barnimiu rozpoczęliśmy 12,5 km spływ kajakowy rzeką Drawą. Wcześniej tylko jeden raz miałem styczność z tym sportem, jednak jak się dowiedzieliśmy, w sezonie to miejsce przyciąga średnio od 700 do nawet 1000 fanów pływania kajakiem. Jak tylko zaparkowaliśmy obok pomostu nad rzeką, od razu zrozumieliśmy co jest tego przyczyną. Woda spokojnie spływała w dół rzeki otoczona pochylającymi się drzewami, które zdawały się dostrzegać lustrzane odbicia. Jedynym dźwiękiem przerywającym ciszę był szczebiot ptaków? no i Marcin gwiżdżący w rytm ?Hey Jude?.

Byłem oszołomiony. Zaczęło mnie nawet drażnić, że jedyne co byłem w stanie z siebie wydać to zapętlone ?wow, wow, wow?!

Wyruszyliśmy. Całkowicie rozumiałem dlaczego Pomorze Zachodnie to ulubiony region Polski naszego przewodnika Sebastiana. Płynąc spotkaliśmy żurawia, który skinął nam głową na powitanie i dziobem wskazał dalszą drogę. Poruszaliśmy się w głębi kanionów uformowanych w poprzedniej epoce lodowcowej, od 14 000 do 30 000 lat temu, kiedy zaczął się mój osobisty dramat. Dostałem poradę, żeby pochylać się w kierunku skał i drzew, natomiast ja oczywiście zrobiłem na odwrót. Poskutkowało to tym, że woda wdarła sie przez górę mojego kajaka, a następnie prąd zrobił swoje i wylądowałem w wodzie. W ataku paniki, zacząłem wątpić czy uda mi się wynurzyć na powierzchnię. Gdyby to był film, to pewnie cała moja zachodniopomorska przygoda przeleciała by mi przed oczami: Szczecin, lasy, ogórki kiszone, szalony kolorowy hotel, ryby, krowie policzki i kiełbaski, piękne kościoły, Beatlesi i wspaniałe jeziora. Jednak nie było na to czasu, ponieważ błysk i grzmot w oddali przyspieszyły nasze tempo, by jak najszybciej dotrzeć do mety w Bogdance. Ta nagła zmiana pogody ze słonecznej na zachmurzoną przypomniała mi prawdziwy brytyjski klimat.

Chwila odpoczynku... i w drogę!

W Bogdance ponownie wyszło słońce i niebo się przejaśniło. Siedząc przy ognisku dostaliśmy gorącą herbatę, zupę rybną oraz przepyszną kiełbaskę. Ta gorąca herbata była tak dobra, że nawet po cichu zacząłem się przyznawać do zaprzestania picia herbaty z mlekiem – tak bardzo nie po angielsku. Okoliczności były nieprawdopodobnie piękne.

Postawieni pod presją czasu zostaliśmy zaproszeni do samochodu do Głuska przez Sebastiana z natursport.pl, który zorganizował całą wyprawę i zaoferował nam nocleg na następne dwa dni. W Głusku zamieniliśmy kajaki na rowery i wyruszyliśmy na przejażdżkę przez las. Ani ja, ani Marcin nie byliśmy przygotowani na te zdradzieckie 14 km z powrotem do Człopy. Po dotychczasowych doświadczeniach na Pomorzu Zachodnim poprzeczka była zawieszona bardzo wysoko, ale i tym razem nie zostaliśmy zawiedzeni. Ścieżka rowerowa była zachwycająca. Mijaliśmy jezioro za jeziorem, między innymi Jezioro Czarne o głębokości 26 metrów, którego wody nie mieszają się na całej głębokości. Piaszczysty teren i strome podjazdy sprawiły, że jazda była wyjątkowo wymagająca, ale po łącznym czasie 5 godzin udało się nam wrócić do siedziby natursport.pl w Człopie.

Jutro znów wczesna pobudka

Odkrywanie piękna natury Pomorza Zachodniego poprzez aktywne spędzanie czasu to jak na razie mój top podczas naszej przygody. Teraz razem z Marcinem i Sebastianem odpoczywamy próbując piwa z lokalnych browarów, jednak nie ma mowy o żadnym kacu – jutro pobudka o 4:30. Żeby dowiedzieć się co takiego mamy w planach, żeby wstawać o tak nieludzkiej godzinie odwiedź ponownie azpomorze.pl jutro.

Zobaczcie inne wpisy i filmy z cyklu AżPoMorze - wycieczka Matta i Marcina!