Kolejny dzień z Beatlesami

Chociaż wiedziałem, że muszę wstać, niechętnie otworzyłem oczy. Słońce zaglądało już przez ogromne okno do mojej sypialni, która wyglądem przypominała biuro, a ja byłem gotowy na kolejny dzień podróży.

Mimo naszego niezadowolenia musieliśmy odpuścić śniadanie, żeby zdążyć na czas do Barlinka. Czekała nas długa droga do tej europejskiej stolicy Nordic walking. Na miejscu mieliśmy sami przekonać się o co tak naprawdę chodzi w tym jakże odprężającym sporcie. Spokojnie drogi czytelniku, podobnie jak Ty nie miałem bladego pojęcia czym jest Nordic walking (czy ludzie w krajach nordyckich chodzą inaczej niż my?), aż do momentu kiedy zostałem oświecony przez Marcina, że idąc wykorzystuje się dwa kijki, żeby odpychać się i stabilizować chód. Jazda była całkiem długa – łącznie 90 minut. Prowadził Marcin, a ja zająłem się muzyką. Jak szalony zmieniałem stacje radiowe, żeby nie słuchać po raz kolejny Beatlesów. Widoki za oknem były jak zwykle oszałamiające.

Stolica nordic walkingu

Po zaparkowaniu obok profesjonalnie wyglądającego toru zostaliśmy oficjalnie przywitani przez dość natrętny system megafonów. Jak się dowiedziałem zostałem zapisany w zawodach, które miały się za chwile zacząć i które okazały się być Oficjalnymi Mistrzostwami Polski w Nordic walking. Trochę poddenerwowany zgodziłem się wziąć udział i nałożyłem koszulkę Barlinka, którą otrzymałem od naszego, równie podekscytowanego przewodnika.

Ja udałem się na linie startu, a Marcin zajął pozycję do kręcenia filmu. W Polsce cały ten Nordic walking to naprawdę poważna sprawa! Napięcie rosło z każdą sekundą, podczas gdy zawodnicy rozpychali się by zająć jak najlepszą pozycję. Jeden z nich zachowywał się szczególnie arogancko, niczym Usain Bolt Nordic walkingu. Jak widać wizja wygrania pucharu i roweru wystarczyły by zdusić atmosferę przyjaznego współzawodnictwa. Wszyscy byli nastawieni na ostrą walkę.

Medal od Królowej Puszczy Barlineckiej

?TRZY! DRUGA! JEDEN!? [Matt musiał coś źle usłyszeć – przyp. tłum.] i wszyscy ruszyli jak porażeni piorunem. Zawodnicy wystrzelili z linii startu, a kijki latały we wszystkich kierunkach. Przez prawie 100 m byłem na czele, jednak odpuściłem i umożliwiłem komuś innemu okryć się chwałą. W końcu byłoby to trochę niesprawiedliwe gdybym ja, Brytyjczyk, wygrał polskie mistrzostwa.

Wśród wyjątkowych gości biegu była również Królowa Lasu, jak przedstawił ją nam nasz przewodnik. Młoda dziewczyna ubrana w długą do ziemi suknię, wybrana specjalnie by podtrzymywać barlinecką tradycję, wręczyła mi medal uczestnika. Po pozowaniu na podium udaliśmy się na obiad. Od tej walki solidnie zgłodniałem!

Po obejrzeniu Pałacu Cebulowego (nazwanego tak po okrągłym kształcie dachu, ozdobionego dwoma wieżyczkami) zjedliśmy obiad składający się z ziemniaków, mięsa i korniszonów i udaliśmy się do naszego zakwaterowania na noc – Barlineckiego Ośrodka Kultury – gdzie mieliśmy możliwość trochę się odświeżyć. Hotel pełni również rolę centrum kultury znajdującego się na wzgórzu ponad uroczym, turystycznym miastem, gdzie do dyspozycji gości są różnego rodzaju atrakcje, takie jak wystawa garncarstwa i porcelany, czy pokazy filmów.

Szachowy mistrz świata

Gdy zegar wybił godzinę 14:00, ponownie spotkaliśmy się z naszym przewodnikiem w centrum miasta. Nie zwlekał on ani chwili, żeby pokazać nam jak wielką pasją darzy swoje miasto rodzinne i od razu pokazał nam kilka miejscowych atrakcji. Na początku odwiedziliśmy pobliski park na brzegu jeziora, który ma na celu upamiętnienie znanego szachisty, Emanuela Laskera, który był szachowym mistrzem świata od 1894 do 1921. Zanim poszliśmy do muzeum miejskiego, miałem jeszcze trochę czasu żeby pokonać Marcina w szybkiej partii szachów.

Zapoznaliśmy się z oszałamiającą ilością wystaw. Od scen ukazujących miasto w dawnych czasach po szklane pudełko z zamkniętymi w środku najmniejszymi na świecie kijkami do Nordic walking – barlineckie muzeum obudziło we mnie prawdziwe dziecko, które zdecydowanie nie chciało opuszczać tego miejsca. Jednakże kolejna niespodzianka była tuż za rogiem ? w drodze powrotnej dotarliśmy do ogromnego jeziora, którego końca nie byliśmy w stanie dostrzec.

Relaks nad jeziorem

Po naszych przeżyciach z motorówką w Szczecinie, zarówno Marcin jak i ja byliśmy niezmiernie podnieceni ponowną możliwością wypłynięcia na wodę, by podziwiać Barlinek z najbardziej wdzięcznej perspektywy. Dzięki temu mieliśmy też możliwość dostrzeżenia największych na świecie kijków do Nordic walking, które postawiono tuż nad brzegiem jeziora. Delektowaliśmy się ciepłymi promieniami słońca prześwitującego między chmurami, gdy nasza łódka łagodnie kołysała się na falach. Podziwiając niekończące się malownicze krajobrazy zawinęliśmy z powrotem na brzeg.

Barlinek okazał się spokojnym miasteczkiem, gdzie spędziliśmy relaksujący dzień. Spotkajmy się już jutro, żebyś mógł poznać kolejny rozdział naszej opowieści.

Zobaczcie inne wpisy i filmy z cyklu AżPoMorze - wycieczka Matta i Marcina!