"Mały Szczecin"
Odkrywanie życia pod sowiecką okupacją w Bornym Sulinowie było dogłębną lekcją historii Pomorza Zachodniego, jednak nasza podróż do Szczecinka, czyli małego Szczecina, obiecywała i spełniła znaczną zmianę środowiska. Dzięki krótkiej jeździe z jednego miasta do drugiego mieliśmy możliwość dokładnie się obudzić, zanim ponownie stanęło przed nami wyzwanie zmieszczenia całych wakacji w przelotnej wizycie.
Gdy przyjechaliśmy, powitały nas dwie przyjazne, lokalne przewodniczki, od których dowiedzieliśmy się, że będziemy zwiedzać całą okolicę, łącznie z 7 km spacerem wokół Jeziora Trzesiecko, bez wykorzystania samochodu. Ból w kończynach nie nastawiał nas pozytywnie wobec takiego planu, jednak radośnie zobowiązaliśmy się podjąć wyzwanie, ponieważ dowiedzieliśmy się, że dzisiaj całe miasto stara się nie jeździć samochodami. Tak naprawdę cały dzień zdawał się świętem wszystkiego, co związane z naturą ? oszałamiające jezioro, piękne lasy otaczające jezioro i zwracające uwagę kwietniki zdobiące miasto.
Wyruszyliśmy na pieszo, strzelając aparatami i z szeroko otwartymi oczami, odkrywając to atrakcyjne miasto. Kaczki radośnie płynęły strużką wody a wierzby zacieniały ścieżkę wiodącą do miasta. Gdy przyjechaliśmy na Plac Wolności, czyli centralny punkt miasta, z którego łatwo dostać się w każdy zakątek, od razu poczuliśmy wyjątkową atmosferę miasta. Kolorowe kwietniki, szumiące fontanny i odnowione fasady okolicznych budynków wyrażały wielką dumę. Ponad dachami wyrastała wysoka iglica wieży kościelnej jakby domagająca się uwagi i zachwytu. Po drodze natknęliśmy się też na kilka szklanych gablotek z książkami, które wykorzystywane są przez mieszkańców w ramach programu wymiany ? wielce pomysłowe!
Pierwszym przystankiem był niedawno odnowiony dziedziniec ratusza miejskiego, na którym znajduje się czasowa wystawa rzeźb. Całość osłonięta jest ogromnym szklanym dachem. Następnie przeszliśmy do muzeum miejskiego, gdzie żywiołowy przewodnik przez około pół godziny zarzucił nas informacjami i przypuszczeniami na temat wciągającej historii miejscowości. Najbardziej interesująca była kolekcja starożytnych arabskich monet, które błyszczały zza osłaniającej warstwy szkła. Świadczą one o relacjach handlowych między Wikingami, którzy zamieszkiwali te tereny, a nacjami Bliskiego Wschodu. Przypuszczalnie zostały zaoferowane w zamian za słowiańskich niewolników setki lat temu.
Pożegnaliśmy się z przewodnikiem, który odprowadzając nas do samych drzwi muzeum, dał nam jeszcze wskazówkę, że podróżowanie polega na tym, żeby jak najlepiej się bawić. Idąc za jego poradą, udaliśmy się nad jezioro.
Urocze miasteczko nad jeziorem
Zanim wypożyczyliśmy rowery, na chwilę dołączyła do nas lokalna telewizja na krótki wywiad. Odpowiedziałem im, że dzięki sielankowemu jezioru i tętniącemu życiem centrum miasta, Szczecinek jest jednym z moich ulubionych miast w ciągu całej wyprawy. Kierując się wytyczonym drewnianym szlakiem, pojechaliśmy do oddalonej o 7 km sztucznej plaży utworzonej po drugiej stronie jeziora, gdzie można było odpocząć pośród malowniczej scenerii. Podczas nieśpiesznej wycieczki minęliśmy wieżę Bismarcka wspinającą się wysoko w niebo, z której roztacza się widok ponad jeziorem i miastem.
Z drugiego końca jeziora zostaliśmy odebrani przez Bąbla – lokalnego kierowcę taksówki wodnej, w jego bardzo ładnej łódce zbudowanej w 1873 w Hong-Kongu. Delikatny wiaterek rozwiewał nam włosy, gdy płynęliśmy z powrotem w kierunku miejskiego molo.
Znaleźliśmy jeszcze chwilę na szybką przekąskę, zanim udaliśmy się podekscytowani na główną atrakcję dnia.
Łapiemy równowagę
Wyciąg do nart wodnych o długości 1 km w Szczecinku jest najdłuższą tego typu konstrukcją w Europie. Jadąc po torze, należy zwracać uwagę na skocznie i szyny do ślizgania, które unoszą się na wodzie niczym góry lodowe. Nigdy wcześniej nie próbowaliśmy tego sportu, więc obaj byliśmy delikatnie poddenerwowani. Zachowując się bardzo honorowo, Marcin dobrowolnie zgłosił mnie jako pierwszego.
Przy pierwszej próbie siła pociągnięcia wyciągu wyrwała mnie do przodu i wylądowałem twarzą na tafli wody. Za drugim razem udało mi się utrzymać na nogach i zdołałem przejechać połowę trasy, zanim straciłem równowagę na samym środku jeziora. Zostałem uratowany przez łódź i przyszedł czas na Marcina. Radosny wyraz szybko zniknął z jego twarzy, kiedy zobaczył, jak upadam. Za pierwszym razem on również wylądował w wodzie, ale przy drugiej próbie ukończył całe okrążenie po jeziorze! Po chwili obaj byliśmy już znakomitymi narciarzami wodnymi, bawiąc się na wodzie. Spędziliśmy jeszcze trochę czasu na jeziorze, zanim wróciliśmy do hotelu na kolację.
Po wejściu do naszego apartamentu w Centrum Konferencyjne Zamek opadły nam szczęki. Znajdujący się w starym zamku, jak sama nazwa wskazuje, apartament składał się z salonu, wyposażonego w PlayStation 4 i miniaturowy barek oraz stół do bilarda, dwóch luksusowych podwójnych sypialni, nie wspominając już o zapierającym dech w piersiach widoku na jezioro. Do tej pory nie doświadczyliśmy takich luksusów, więc szybko zaczęliśmy szukać kolejnych ekstrawaganckich szczegółów przed udaniem się na kolację.
Szczecineckie przysmaki
Jak można się było spodziewać, kolacja również była naprawdę imponująca. Przy akompaniamencie ogromnego, wspaniałego pianina, ucztowaliśmy przy krewetkowym risotto, polędwiczce z dzika i tradycyjnym polskim żurku.
Pisząc to, jestem z Marcinem w połowie gry w bilarda w naszym pokoju hotelowym. Odwiedź nas ponownie jutro, żeby dowiedzieć się, co będziemy robić w Czaplinku.