Dobry początek dnia

Nie będąc zniszczonym w czasie wojny, Polczyn-Zdroj zachował swój historyczny urok i charakter. Urocze uliczki rozchodzą się od centralnie położonego rynku, zapewniając idealną scenerię dla pieszych spacerujących od jednego do drugiego sklepu.

Dzień w Połczynie zaczęliśmy, tak jak powinno zaczynać się każdy dzień, czyli od wizyty w historycznym, miejskim browarze. Wybudowany w 1855 działa aktywnie produkując około 70 rodzajów piwa, które są eksportowane między innymi do Izraela, Afryki czy Azji. Olbrzymie zbiorniki, w których zachodzi proces warzenia piwa, wyrastają pod samo niebo, górując nad cichym miastem. Zwiedzanie rozpoczęliśmy od obejrzenia głośnych, miedzianych komór mieszalniczych. Hałas był ogłuszający, ale bogaty zapach słodu ujął nas szczerze.

W świecie piwa...

Kierując się metalowymi rurami, przechodziliśmy od pokoju do pokoju, za każdym razem odkrywając jakiś nowy zapach. Wewnątrz tłoczno było od pracowników, co wskazuje, że firma rozwija się dobrze, napotykając wysoki popyt na swoje produkty. Na samym szczycie budynku nasz przewodnik otworzył drzwi wychodzące na świeże powietrze. Staliśmy na samej górze cylindrycznego zbiornika, skąd roztaczał się zachwycający widok na całe miasto, pobliskie rezerwuary oraz okolice.

Zabroniono mi fotografować w magazynie na ostatnim piętrze, gdy przechodziliśmy przez laboratorium, w którym przeprowadza się testy smakowe. Całe doświadczenie przypominało trochę film o Jamesie Bondzie, chociaż jestem przekonany, że agent 007 byłby bardziej powściągliwy podczas swojej misji. Wzdychanie za każdym razem, gdy zobaczy się coś niesamowitego, nie jest za bardzo subtelne.

Zwiedzanie zakończyliśmy w akompaniamencie tysięcy butelek stukających o siebie, które podróżowały automatycznie po przenośniku taśmowym.

Skromnym sklepikiem wyszliśmy z powrotem na ulicę, gdzie pracowała kobieta sprzedająca pojedyncze puszki za 40 pensów [równe 2.30 zł ? przyp. tłum.].

Krótka przerwa i w drogę!

Browar opuściliśmy z sześciopakiem pysznego piwa w rękach i udaliśmy się do oszałamiającego parku miejskiego, z którego wychodziła długa, drewniana ścieżka rowerowa. Zanim osiodłaliśmy nasze dwukołowe wierzchowce, mieliśmy jeszcze trochę czasu, żeby odwiedzić sanatorium Marta, znajdujące się przed różanką w parku. Ponieważ Marcin wyciągnął krótszą zapałkę, to on siedział na zewnątrz, podczas gdy ja poddałem się relaksującemu masażowi oraz wizycie w solarium.

Z nowymi siłami wskoczyliśmy na rowery, żeby odkryć złowieszczą historię ukrytą w lasach poza miastem. Po przejechaniu zaledwie 5 km nasz przewodnik wskazał budynek po drugiej stronie jeziora, który był wykorzystywany przez Nazistów podczas eksperymentów antropologicznych. Przypuszczalnie znajdują się tam też masowe groby. Chociaż atmosfera zrobiła się ponura, to nasza przejażdżka była bardzo przyjemna, a okoliczne lasy zapierały dech w piersiach. Zajechaliśmy jeszcze samochodem nad inne przepiękne jezioro, zanim wróciliśmy do miasta na ostatni etap zwiedzania, żeby zobaczyć nowe Centrum Kultury oraz kościół.

Rajska wyspa

Zmęczeni, ale zadowoleni z ciekawej wizyty w Połczynie Zdrój, pożegnaliśmy się z miastem i pojechaliśmy do miejsca naszego noclegu dzisiaj w nocy.

Telefon z biura Aż Po Morze poinformował nas, że będziemy musieli skontaktować się z kimś, kto uruchomi prom na czas naszego przyjazdu. Zdezorientowani, pośpiesznie ruszyliśmy, zobaczyć czemu nasz nocleg wymaga przekroczenia wody. Z radością przywitaliśmy fakt, że będziemy zakwaterowani w domku na malutkiej wyspie w kempingu Inter-Nos.

Zatrzymaliśmy się na niewielkim promie, który mógł transportować na raz maksymalnie dwa lub trzy samochody. Nie mogliśmy dostrzec zbyt wiele, jak wygląda wyspa po drugiej stronie, jednak pewne było, że widoki będą oszałamiające. Zachodzące słońce napełniło nas pozytywną energią. Siedzieliśmy oczarowani, słuchając muzyki z samochodowego radia, czekając na przeprawę.

Zostaliśmy powitani przez właściciela wyspy, przyjaznego gentlemana z Austrii, który udostępnił nam również swój quad. Chaos, jaki z tego wynikł, był świetnym materiałem wideo (polecam Wam obejrzeć film z dzisiaj!).

Wieczór przy ognisku

Pisząc, mogę usłyszeć odgłosy dzikich zwierząt po drugiej stronie cichego jeziora. Dziś odpoczniemy przy ognisku, jedząc polskie kiełbaski ? coś co pokochałem odkąd przyjechałem do Polski. Wielokolorowe niebo pozostanie w mojej pamięci na długo. Spokojna okolica sprawia, że chciałbym zostać tutaj już do końca naszej podróży. To naprawdę spektakularne miejsce! Dzisiejszy wieczór był prawdziwie niecodziennym zjawiskiem, którym nie można się nie delektować.

Zobaczcie inne wpisy i filmy z cyklu AżPoMorze - wycieczka Matta i Marcina!