Prawie jak w domu
Tego poranka dźwięk mojego budzika wręcz krzywdził moje uszy. Po wczorajszym dniu chwały (jak go dumnie nazwałem) mógłbym spać przez tysiąc lat w szykownym Hotelu Planeta. Bolało mnie całe ciało, jakbym przez dziesięć rund walczył na ringu z Mayweatherem, ale najlepszym ukojeniem na wszystkie moje problemy mógł być tylko relaksujący dzień spędzony w uroczym, nadmorskim miasteczku ? Mielnie.
Obaj z Marcinem mieszkamy na co dzień w przybrzeżnych miastach, więc podróż do Mielna na pewno przypomniałaby nam o domu.
Ten popularny kurort położony na cienkiej wstędze lądu między Morzem Bałtyckim, a rozległym jeziorem Jamno, zapewnia turystom imponującą złotą plażę oraz szereg innych cieszących tłumy atrakcji. Na promenadzie przy plaży zostaliśmy powitani przez przystojny pomnik ogromnego morsa, który zdawał się pilnować plaży przed niechcianymi gośćmi. Samo miasto jest jednak bardzo otwarte i stworzone, by zapewniać najlepszą obsługę potencjalnemu turyście. Latarnia morska, którą widać było na horyzoncie, była celem naszej podróży w kolejnym dniu naszej przygody w regionie.
Żywa lekcja historii
Czy mieliście przyjemność poznać kiedyś jegomościa z VIII wieku? Ja też nie do godziny 10 dzisiejszego poranka kiedy przedstawiono nas panu Robertowi Sigmundssonowi oraz żywemu społeczeństwu archeologicznemu Polski. Robert jest chodzącą ?skamieliną?. Wyłonił się nam z doraźnego obozu zbudowanego z płóciennych namiotów i drewnianych budek, by ożywić dawno już zapomnianą historię. Ubrany w niewyszukany strój przypominający o prostszych czasach, razem ze swoim pomocnikiem założyli obóz w okolicy starożytnej strażnicy, by edukować turystów o polskim dziedzictwie. Jest wielkim pasjonatem bogatej historii narodu i przez długi czas opowiadał nam o zagrożeniu ze strony Waregów, prymitywnych sposobach przyrządzania i konserwacji jedzenia, broni oraz innych ważnych tematach. Wiedzieliście na przykład, że najbardziej wartościową nagrodą dla najeźdźcy Waregów na przełomie VIII i IX wieku był ludzki niewolnik. Za jednego z nich trzeba było zapłacić równowartość współczesnego Mercedesa!
Wspinaczka na latarnię morską
Po spacerze pośród pięknych krajobrazów tuż za granicą Mielna, podczas którego przekroczyliśmy 16. południk i spotkaliśmy starszego gentlemana wielce skorego do rozmowy, dotarliśmy do latarni.
Wybudowana w 1878, latarnia nadal służy jako wieża radiowa i wskazuje drogę statkom zbliżającym się do lądu. Wspięliśmy się po 200 schodach, by ujrzeć widok sięgający 40 km ponad horyzontem. Ból nóg spowodowany wczorajszą jazdą konną sprawił, że chodziliśmy niczym kowboje. Wchodziliśmy do góry w kółko z każdym krokiem czując, jak zaczyna nam się coraz bardziej kręcić w głowach.
Widok wart był tego wysiłku. Wielokrotnie okrążyliśmy taras, by móc podziwiać widok w każdym kierunku, zanim powróciliśmy na ziemię, żeby zjeść obiad. Obaj zjedliśmy po dorszu z frytkami, przysmaku również w moim rodzinnym mieście, ciągle przyglądając się wspaniałej architekturze latarni morskiej.
Stand up paddle
Chociaż w Mielnie spędziliśmy tylko krótką chwilę, widziałem wystarczająco dużo, żeby wyrobić sobie bardzo wysoką opinię o tej miejscowości. Było dla mnie jasne dlaczego region jest tak popularny wśród turystów: przepiękna plaża, elegancka promenada zachęcająca do długich spacerów oraz oferta atrakcji turystycznych to wystarczająco dużo, aby każdemu zapewnić rozrywkę.
To, czego szczególnie chcieliśmy samemu doświadczyć, był stand-up paddle boarding (SUP) [wiosłowanie na stojąco ? przyp. tłum.]. Nasze życzenie miało się spełnić tego popołudnia, ponieważ mieliśmy odbyć prywatną lekcję z Magdaleną z Kite Mielno. Ubrani w stroje piankowe ruszyliśmy na wodę z oszałamiającą linią brzegową z obu stron. Podczas gdy Marcin niezachwianie i z uśmiechem na twarzy popłynął na swojej desce prawie połowę drogi do Szwecji, ja zdecydowałem się zmienić definicję SUPu, spędzając więcej czasu pod deską z ustami pełnymi słonej wody. Nawet meduzy zaczęły się już dziwić, kiedy po raz kolejny wpadałem do wody. Według mnie kneel-down boarding [wiosłowanie na kolanach] i tak brzmi lepiej.
Zmęczeni i potrzebujący prysznicu zawlekliśmy się do hotelu. Nie mieliśmy pojęcia, że nasze marzenia mają się za chwilę ziścić. Po wczorajszym długim dniu i dzisiejszej bardzo aktywnej sesji treningowej na plaży nie mogło być nic bardziej przyjemnego?
Jesteśmy w raju!
Co może być lepszego niż relaksujący pobyt w bogatym spa hotelowym na koniec dnia? Dokładnie taką nagrodę dostaliśmy w Hotelu Welness i SPA Unitral, Mielno. Ten 4 gwiazdkowy hotel w samym centrum Mielna jest sam w sobie wspaniałą atrakcją. Wypociliśmy się w saunie, rozpłynęliśmy się w jacuzzi (niejednym) i doświadczyliśmy raju na Ziemi w ciepłych wodach solanki. Nawet sól jest tutaj najwyższej jakości ? sam król Jordanii podpisał certyfikat autentyczności soli używanej w basenach, która pochodzi z Morza Martwego.
Moje ciało czuje się wypoczęte, tak samo wróciła mi już pełnia energii ? jestem gotów na niespodzianki, jakie jutro czekają nas w Darłowie.